Kraków, noc, mgła, jesień a w człowieku sznur myśli.
Doraźnie pomaga spacer. We mgle czuję się bezpiecznie, jest przytulnie i świeżo. Kółko po Hucie nocą, defragmentacja w głowie.
1:30 na alei Przyjaźni przy parku zaczepiła mnie przygarbiona staruszka, lat około 80 o kasztanowych włosach, podparta laską, ubrana w długi pikowany płaszcz i przekrzywiony beret. W uszach miała złote, ażurowe, pewnie radzieckie kolczyki "kółka". Szukała drogi na os. Stalowe numer 8. Prosto, w lewo w Solidarności za Struga w Orkana i jest pani na Stalowym. Wiadomo, poszedłem. Przed aleją Róż przewijając mój sznurek absurdów pod palcami pojawił się supeł. Telefon na policję, zgłoszenie przyjęte, patrol sprawdzi. OK.
1:48, 200m od mojego bloku babcia stoi oparta o drzewo, beret trzyma w dłoni. "Ja panią zaprowadzę na to Stalowe." Dzwonię na policję, umawiamy się na radiowóz pod moim blokiem. Pani jest z daleka, do córki przyjechała, wnuczka ma lat 9. Spaceruje od 17, w ręku nie miała laski tylko kij znaleziony na trawie. Po kwadransie przyjeżdża radiowóz. Pani zameldowana jest na os. Stalowym.
Kurde, fajnie jest stać się czyimś aniołem stróżem we mgle. Choć raz.